XXI Wiek

Czy komputer naprawdę poszerza horyzonty, pogłębia wiedzę, ułatwia kontakt? I tak, i nie.

Mamy wiek dwudziesty pierwszy, choć niewiele się zmieniło - dalej są wojny, skażenie środowiska postępuje, jeździmy nadal samochodami o napędzie spalinowym, zabijamy się z broni miotającej metalowe pociski.
Miliony ludzi nie ma co jeść, setki tysięcy nie wie, co począć z pieniędzmi. Trapią nas coraz to nowsze choroby i dolegliwości, choć niektóre odeszły dawno w mroki historii.
Jednak komputery się zmieniły i to bardzo. Zmiany technologiczne napędza konsumpcjonizm i prawa handlu, by sprzedawać, jak najwięcej, wmawiając innym, że towar jest im niezbędny, a jeśli nie jest - to trzeba stworzyć taką potrzebę, ba - konieczność..
W chwili gdy to piszę, na rynku jest dostępny nowy, wspaniały produkt Micro$oftu - Vista. Wprowadzanie go "do obiegu" następuje z oporami, i to większymi, niż kiedyś to było w przypadku Windowsa XP. Część ludzi zmęczona już jest "spiralą programowo-sprzętową" zmuszającą ich do zakupu znów nowszego komputera. Paradoksalne - system operacyjny nie oferujący zbyt wiele więcej od poprzednika (jeśli w ogóle) wymaga dwa razy lepszego komputera do obsługi samego siebie... A tu w drzwi puka już jego następca - nazwa kodowa Vienna, zapowiadany na 2009 rok.
Pogoń za pieniędzmi gmatwa ludzkości w głowie, dotyczy to nie tylko komputerów. Jeszcze się u nas nie zadomowiła telewizja wysokiej rozdzielczości (HD), już jest przestarzała, Japonia opracowuje nowy standard. Jeszcze się nie możemy zdecydować na nośnik filmowy - Blue Ray, czy HD DVD? Nie wiadomo który się przyjmie (a może żaden?) a czytniki do obydwu naraz formatów nie istnieją.

Telewizor plazmowy czy LCD? Za drogie, kosztują kosmiczną cenę? Nie martwicie się, chyba oba już są przestarzałe...

Komputery się zmieniły i zmieniły nas. Pozwoliliśmy na to, często o to zabiegając. Najczęściej nie są to zmiany na korzyść. Jak twierdzi doktor Tara Barazon, wykładająca w katedrze Studiów Medialnych (Medien Studies) brytyjskiego Uniwersytetu Brighton, mamy teraz wiek "dyletantów wykształconych na uniwersytecie Google", którzy nie przejawiają najmniejszej ochoty do podejmowania jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego lub dyskutowania na jakikolwiek temat, lecz wolą kopiować treści i powielać poglądy wyczytane w Sieci. (za http://www.heise-online.pl/news/item/2616)

Podobne poglądy ma najstarsza obecnie pisarka uhonorowana nagrodą Nobla - Doris Lessing, która stwierdziła, że "internet uwiódł całe pokolenie swoją bezideowością, miałkością i pustką..." Osiemdziesięcioośmioletnia pisarka powiedziała: "Żyjemy w poszatkowanej kulturowo rzeczywistości, w której wszystko to, czego byliśmy pewni jeszcze przed kilkoma dekadami, jest kwestionowane, i gdzie młodzi, wykształceni ludzie płci obojga nie wiedzą nic o świecie, niczego nie czytają i poruszają się pewnie tylko w obrębie własnej specjalizacji". Zdaniem Lessing winna temu jest w dużej mierze sieć - to ona wciągnęła często nieodwołalnie "całkiem rozsądne osoby, które same przyznają, że potrafią spędzić cały dzień, nie robiąc niczego poza blogowaniem".
A gdy się przyjrzeć tym blogom z bliska - włos się jeży na głowie od komunałów, płytkości myśli, tragicznych błędów językowych.

Ukochany przeze mnie Stanisław Lem zauważył, że coraz nowocześniejsze transpondery satelitarne służą do nadawania coraz bardziej głupkowatych programów telewizyjnych (notabene - co za celne określenie: kanał telewizyjny...).

Internet ułatwia, upraszcza i ... rozleniwia, spłyca i pozbawia wyobraźni. Kogo za to winić? Najpierw nas, rodziców i was, nauczycieli. My kupujemy pociechom na komunię komputer (bo przecież nie zegarek, to już nie średniowiecze ;) ). Żeby dziecko nie musiało się szwendać na mrozie po bibliotekach - zakładamy w domu dostęp do Internetu.
Pani w szkole zadaje naszemu potomkowi opracowanie na temat Galileusza, z zaleceniem, że ma być ładnie wydrukowane na komputerze, z wklejonymi kolorowymi obrazkami.
To nie średniowiecze, jak wspomniałem, już nie ma pracowitego przeszukiwania gazet, wczytywania się w treść, przesiadywania nad książkami w bibliotece, wklejania wycinków z gazet i widokówek. Nasz ukochany pętak sprytnie wchodzi na przeszukiwarkę, na Wikipedię, na stronki z gotowcami - i klawisze CTRL, C i V pracują ostro, wkleja jeszcze do Worda parę obrazków z sieci i dumnie, NAWET NIE CZYTAJĄC (!) zanosi zadowolonej pani...
Niemożliwe? Znam to z życia, czytałem takie "prace" ledwie trzymające się kupy, "pozszywane" z fragmentów byle jak, po jednym rzucie oka, że chyba się zgadza... Dla wielu coś, czego nie ma w Google - nie istnieje.

Czy to dobrze, czy to źle? Chyba czas pokaże. Może to właśnie o to chodzi, by wyłonić jednostki wybitne, z wyobraźnią, z zasadami i honorem z masy, której wystarczy pizza na talerzu, cola w szklance i codzienna siekanka w TV.

Na razie jednak wybierzmy się w podróż po złej, czy dobrej - ale naszej współczesności.